niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 10

W końcu nadeszła długo oczekiwana na Piotrka niedziela. Nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł powiedzieć Karolinie o tym, że są rodzeństwem. Nie wiedział jak dziewczyna zareaguje, ale był pewien, że jeśli dziewczyna się zgodzi zabierze ją z Domu Dziecka. Chciał ją mieć przy sobie.

Godzina meczu....
 Piotrek chciał dać z siebie na boisku jak najwięcej, na trybunach siedziała jego siostra. Pierwszy raz grał z myślą, że jego siostra mu kibicuje. Po każdej udanej akcji patrzył w stronę gdzie była ona. Mecz był popisem dwóch młodych graczy Piotrka i Bartka, dla którego ten mecz był również bardzo ważny cieszył się, że Piotrek odnalazł siostrę. Mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla reprezentacji, lecz nie liczył się wynik, a pieniądze na Dom Dziecka. Wszyscy zawodnicy, trenerzy i inni, którzy brali udział w organizacji meczu zostali zaproszeni przez dyrekcję ośrodka na poczęstunek w placówce. Piotrek wiedział, że to doskonała okazja do rozmowy z siostrą. Gdy część oficjalna taka jak podziękowanie za zorganizowanie meczu się skończyła siatkarz podszedł do nastolatki:
-Cześć Karolina. Możemy porozmawiać?
-Witam. Tutaj?
-Nie, może chodź na ławkę pod ośrodkiem, tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać.-powiedział siatkarz.
Po chwili znaleźli się pod Domem Dziecka.
-O czym pan chce ze mną rozmawiać? -Zapytała dziewczyna.
-Mów mi na "ty" tak łatwiej będzie mi rozmawiać, a z resztą sama się przekonasz czemu. Twoi rodzice zmarli 24 listopada 2000 roku, prawda?
-No tak, ale nie rozumiem o co chodzi.
-Już tłumaczę,zaraz będziesz wszystko wiedziała. Moi rodzice zginęli w wypadku dokładnie w tym samym czasie co Twoi. Miałem, Mam siostrę...  Ty jesteś moją siostrą.
Dziewczyna nic nie mówiła, Piotr postanowił, że da jej czas aby wszystko sobie poukładała.
-Pomyśl o tym, ja będę w środku, jak będziesz chciała dokończyć tą rozmowę przyjdź. -Powiedział i odszedł
-Czekaj! -zawołała Karolina.
Piotrek odwrócił się, a z przytuloną do siebie Karoliną. Dziewczyna płakała, przez ostatnie 13 lat nie miała żadnej rodziny, a teraz odnalazła się najbliższa -brat.

Troszeczkę się pozmieniało... :)
Zapraszam za tydzień :)

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 9

Piotrek nie czekając wsiadł w samochód i pojechał do przyjaciela. Bartek nie krył zaskoczenia widząc siatkarza pod drzwiami swojego mieszkania o dosyć późnej porze.
-Co ty tu robisz?- zapytał.
-Dużo rozmawiałeś z Karoliną, prawda?
-No tak. Ale nie rozumiem o co chodzi.
-Bartek gdy dziś odprowadzaliśmy ją do pokoju na jej szafce zauważyłem artykuł...
-No tak ma artykuł, w którym jest opisany wypadek jej rodziców.
-Czytałeś go?
-Tak, ale nadal nie rozumiem o co chodzi...
-Co tam było napisane pamiętasz?
-Data wypadku....
-Jaka?
- 24 listopada 2000 rok.
-Nie zajęła się nią rodzina?- nadal pytał Piotrek.
-Babcia chciała ją zabrać z Domu Dziecka, ale po kilku miesiącach zmarła.
-Jesteś pewny, że zmarła?
-No tak mi powiedziała Karolina.
-Bartek jej babcia tak na prawdę nie zmarła, ona po prostu nie chciała się nią opiekować.
-Co? Piotrek o co Ci chodzi?
-Bartek, Karolina jest moją siostra...
-Ale jak to?
-Pamiętasz moi rodzice zginęli w  tym samym czasie co jej. Miałem siostrę, ona zaginęła nie znaleziono jej ciała. Tak przynajmniej wiedziała ta część rodziny, która mnie wychowała. Tam, była tylko babcia to od niej wracali rodzice, i pewnie to ona została poinformowana o wypadku pierwsza i wiedziała, że Karolina żyła. Po kilku miesiącach przeniosła się do Rzeszowa,a kazała wychowawczyniom z ośrodka powiedzieć Karolinie, że nie żyje. Ona myślała, że babka ją zabierze do siebie, a ona nie miała takich planów, ona nie chciała mojej siostry. Dlatego pewnie też nie powiedziała nam o tym, że ona żyje. Bartek mam siostrę! -Ucieszył się Piotrek.-Możemy tam teraz pojechać?
-Piotrek teraz to jest już chyba za późno. W niedziele gramy mecz z Olsztynem może po nim opowiesz to Karolinie?
-Do niedzieli 2 dni. Kurde Bartek przez 13 lat zastanawiałem co się z nią dzieje czy żyje. Może rzeczywiście niedziela będzie dobrą okazją, żeby z nią porozmawiać...

__________________________
Akcja się rozpoczyna :)
Dziękuję, za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Za tydzień kolejny rozdział :) 
Czekam na komentarze.
Pozdrawiam, Ola ;*

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 8

W drodze do Bełchatowa...

-Bartek ile lat Karolina jest w tym Domu Dziecka?
-Trochę ponad 13, a co?
-Nic, nic...
Dalsza droga minęła w milczeniu. Bartek, ale także Piotrek bili się z myślami. U Kurka były one miłe, szczęśliwe, cieszył się, że może pomóc tym dzieciom, Piotr natomiast zastanawiał się. Zdawało mu się, że nastolatka kogoś mu przypomina. Tylko nie wiedział kogo. Uśmiech i ten smutek w oczach.. U kogoś już to widział. Dziewczyna śmiała się, ale w oczach był widoczny smutek.
Chłopaki po zakończonej drodze ruszyli w stronę swoich mieszkań. Piotrek chowając kurtkę strącił karton, z którego rozsypały się zdjęcia. Jego uwagę przykuł artykuł. Już nie raz go widział, był dla niego ważny, ale nie lubił go czytać. Dlaczego? Może to, że w nim opisana jest śmierć jego rodziców nie pozwalała mu na czytanie go. Artykuł z 25 listopada 2000 roku. Dzień wcześniej zginęli jego rodzice. Miał 10 lat został u cioci z powodu przeziębienia. Gdyby nie ono byłby tam razem z nimi. Zmarłby. Zaraz po wypadku żałował, że tam go nie było, nie wyobrażał sobie życia bez rodziców. Miał też siostrę, nie wiadomo co się z nią stało, jej ciała nie odnaleziono na miejscu zdarzenia. Na początku wierzył, że żyje, że spotka się z nią, ale z czasem zaczął w to wątpić, a teraz? Teraz nadal myślał, mniej, ale zdarzały się dni kiedy zastanawiał się co się z nią dzieje, gdzie jest, czy żyje? Jechali wtedy do babci. Po kilku miesiącach od wypadku ona  przeniosła się do Rzeszowa, gdzie wtedy mieszkał u cioci. Rzadko się z nią spotykał, nie lubił tych spotkań. Teraz nie widywał się z nią wcale. Może dlatego, że ona obwiniała go za wypadek był małym chłopcem, dokładnie pamięta jej słowa "Gdyby nie twoja wysoka gorączka wypadku by nie było, a tak śpieszyli się do ciebie i twój ojciec wpadł w poślizg". Piotrek myślał, że może to prawda miał 10 lat wierzył w prawie każde słowo dorosłego. Od twierdzenia babki odciągnęła go ciotka, która chciała zastąpić mu rodzinę. Nawet teraz jako dorosły człowiek, wielki siatkarz był jej bardzo wdzięczy za to i często ją odwiedzał. Patrząc na wcześniej rozsypane zdjęcia i na artykuł przypomniał sobie, że zdjęcie z artykułu już dziś widział, było to gdy odprowadzali Karolinę do pokoju, z innej gazety, ale te samo zdjęcie. Piotrek nie czekając wsiadł w samochód i pojechał do przyjaciela....


__________________
Witam Was Kochane ;*
Należy mi się wielki opieprz od Was.
Najpierw robię Wam wyrzuty, że nie ma komentarzy, a potem nie dodaje postów. Przepraszam. Od dziś mam ferie i postaram się napisać przez ten czas jak najwięcej i oficjalnie ogłaszam, że kolejne rozdziały będą się pojawiać zawsze w weekendy.
Przepraszam, że nalegam na komentarze, ale gdy kończyłam moje pierwsze opowiadanie chciałam więcej nie pisać, ale dostawałam bardzo dużo próśb o dalsze pisanie więc piszę, ale okazuje się, że najprawdopodobniej żadna osoba, która czytała tamto opowiadanie nie czyta tego więc przepraszam, za te moje naleganie. Choć mam nadzieję, że komentarze i tak się pojawią. Lecę pisać kolejny rozdział póki wolne :)
Pozdrawiam, Ola

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 7

W Domu Dziecka....

Dzień jak co dzień pobudka 6.30, poranna toaleta, zajęcia w szkole... Myślicie pewnie, że nudzą mnie takie powtarzalne dni? Tak macie racje są ona nudne, zrobiłabym wszystko aby były choć trochę nie powtarzalne, ale nie są co dzień to samo. Często mam takie dni, że nawet z łóżka nie chce mi się wstać, ale muszę. Mam dużo postanowień, które sobie nadałam. Wiem czego oczekuję od siebie, ale póki co muszę się uczyć. Minie 2 lata będę mogła w końcu opuścić to miejsce, tylko szkoda, że to dopiero za 2 lata. Mam marzenie, plan na przyszłość, chce być leśnikiem. Wiem może zawód nie bardzo wybierany przez dziewczyny, ale ja jestem inna. Od kiedy pamiętam gdzieś z tyłu głowy trzymał się mnie ten zawód. Pragnę także pomagać dzieciom i młodzieży takiej jak ja. Bez rodzin.

Obiad wszyscy schodzą na stołówkę, ustawiają się w kolejki i czekają, aż panie pracujące w kuchni podadzą im ich porcję. Ustawiam się i ja.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, proszę.
-Dziękuję.
I odchodzę. Siadam przy stoliku. Miejsce obok mnie zajmuje Zośka, a przy stoliku siedzą inne dziewczyny, głównie z naszego pokoju. Zjadam obiad i wychodzę ze stołówki, mijam wejście do ośrodka i widzę bardzo wysokiego chłopaka rozmawiającego z dyrektorką naszego Domu Dziecka. Od razu poznaje tego wielkoluda- to pan Bartek, ale postanawiam udać się prosto do pokoju...

Z perspektywy Bartka....

Przyjechałem dziś do Szczytna poinformować panią dyrektor o moim planie zorganizowania meczu charytatywnego. Piotrek przyjechał ze mną, ale nie chciał wchodzić, został w aucie. Rozmawiając zauważyłem Karolinę. Postanowiłem zaraz po rozmowie do niej zajść. Pani dyrektor ucieszyła się na wieść o meczu, pieniądze na pewno się przydadzą, bo dzieci niestety jest coraz więcej, a adopcji co raz mniej. Tak jak postanowiłem po rozmowie zaszedłem do Karoliny.  
-Cześć.- uśmiechnąłem się.
-Dzień dobry. Co pan tu robi?
-Po pierwsze jestem Bartek, nie pan, a druga sprawa zmieniłaś zdanie co do siatkówki i siatkarzy? Na prawdę jesteśmy normalni, chyba udowodniłem Ci to ostatnio?
-Troszeczkę.
-To masz okazję zmienić swoje zdanie całkowicie. Reprezentacja Polski zagra mecz charytatywny z drużyną z Olsztyna. A środki zgromadzone na meczu zostaną przekazane Waszej palcówce.
-Na prawdę?
-Tak, ale to nie wszystko Wy będziecie na tym meczu. Cały Dom Dziecka.
-Ojej, na pewno wszyscy bardzo się ucieszą. Dziękuję Panu.
-Nie panu. Miałaś mi mówić na 'ty", a po drugie nie masz za co dziękować. To nie ja.
 -A w to, że to Ty nie miałeś z tym nic wspólnego nie uwierzę.
Tylko uśmiechnąłem się w odpowiedzi, postanowiłem zapoznać Karolinę z Piotrkiem, dziewczyna na początku była przeciwna, ale w końcu udało mi się ją do tego namówić. Po krótkiej rozmowie odprowadziliśmy ją do pokoju, a sami ruszyliśmy w stronę Bełchatowa.


_________________
Było więcej niż 1 komentarz za co bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem także pojawią się komentarze, bo ja automatycznie czytając je łapię wenę :)
Następny będzie gdy znów pojawi się jakiś komentarz, bo ciężko się pisze gdy nie ma żadnej opinii, ja wtedy mam wrażenie, że nie podoba się to co ja piszę, a jeśli się Wam to nie podoba, nie będę pisała.

Pozdrawiam, Ola ;*

wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 6

Następnego dnia w Bełchatowie...

Przedpołudniem udałem się razem z Piotrkiem do Anatasiego. Wcześniej pytałem się chłopaków z kadry i tak jak mój przyjaciel uznali, że to dobry pomysł, więc umówiliśmy się z trenerem, aby o tym porozmawiać.
Po godzinie 12 byliśmy umówionym wcześniej miejscu. Długo na Andreę czekać nie musieliśmy.
-Witam. Czemu chcieliście się ze mną spotkać?-zaczął Anastasi.
-Trenerze, pamięta pan Dom Dziecka, który niedawno odwiedziliśmy?AA kiwnął tylko twierdząco głową, więc kontynuowałem.- Pomyślałem, że moglibyśmy zorganizować mecz charytatywny, a fundusze z niego im przekazać...
-To dobry pomysł.-zgodził się trener. -Porozmawiam z prezesem i dam Wam znać co i jak.
-Dziękujemy bardzo.- tym razem głos zabrał Pit.
-Ja muszę już iść. Praca wzywa.-pożegnał się Andrea.
Nie ukrywam, że decyzja Anastasiego ucieszyła się, możemy pomóc temu ośrodkowi, ale to nie chodzi już tylko o Karolinę, a o wszystkie dzieci tam będące. Bardzo się cieszyły gdy mogły nas spotkać,więc i dla nas jest to powód do radości widząc uśmiechy na ich twarzach.

W Szczytnie...

Rano wstałam dosyć wcześnie i udałam się na lekcje, a około godziny 14 byłam już po nich. Postanowiłam dziś pomóc pani Ani, opiekuje się ona dziś najmłodszymi "mieszkańcami' naszej placówki. Lubie ją i spędzać z nią czas, a tym bardziej kiedy pilnuje tych szkrabów. Są to małe dzieci od kilku miesięcy do 2 lat, są naprawdę fajne może dlatego, że nic nie mówią, tylko ci starsi od czasu do czasu coś pomrukują. Nie zmuszają mnie do rozmów nie krzyczą, są a to wystarcza. Nie próbują wyciągnąć ode mnie ani najmniejszej informacji o mnie. Czasem czuję się przy tych dzieciach jakbym sama była w ich wieku. Takim małym dzieckiem, bez większych zmartwień... A może oni jednak mają zmartwienia? Przecież tak jak ja nie maja rodziny, są skazane na samych siebie bądź na osoby pracujące w Domu Dziecka.....


________________________
Rozdział masakra... ;c
Dziś Sylwester życzę Wam spełnienia marzeń jak najwięcej pozytywnych emocji dzięki naszym siatkarzom, Aby Nowy rok był lepszy niż ten :)
Wszystkiego najlepszego i Szczęśliwego Nowego Roku :)

Zastanawiam się poważnie nad porzuceniem tego opowiadania, nikt go nie czyta chyba ;c
Włączyłam, ze możecie anonimowo dodawać komentarze.
Kolejny rozdział będzie, gdy....choć jedna osoba doda komentarz.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 5

Z perspektywy Bartka.

Zaraz po powrocie z Mazur pojechałem do Piotrka. Był moim przyjacielem, a w tym momencie potrzebowałem rozmowy z nim. Mimo później już pory wiedziałem, że nie śpi. Zawsze 24 listopada był inny niż zawsze; tego dnia zmarli jego rodzice, ale o szczegółach ich śmierci nikt nic nie wie, oprócz Piotrka, ale on nie bardzo lubi i chce o tym rozmawiać, zawsze szybko ucina rozmowę. Po kilkunastu minutach od mojego powrotu do Bełchatowa byłem już pod mieszkaniem przyjaciela. Długo nie musiałem czekać, aż otworzy mi drzwi.
-Cześć, wejdź. -zaprosił mnie Piotrek
-Cześć. Przyjechałem pogadać. -powiedziałem i zacząłem opowiadać mu o mojej wizycie w Szczytnie i rozmowie z Karoliną.
-Łał, to trochę dziwne, że wygadała się Tobie. Nie spodziewałem się, że zaufa obcej dla siebie osobie.
-Ja właśnie też myślałem, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Rozmawialiśmy tak dosyć długo, gdy Piotrek postanowił opowiedzieć mi o powodzie dla którego nie chciał zgodzić się na rozmowę z nastolatką:
-Bartek, przepraszam Cię, że nie zgodziłem się na ten wyjazd, ale ja chyba sam nie byłem gotowy na rozmowę z nią. Nie wiem może gdybym był z Wami podczas tej wizyty w ośrodku inaczej bym postąpił...
-Oj Piotrek nie ma sprawy,okazało się, że ja też jestem godny zaufania i mi także można się wygadać.-Powiedziałem i uśmiechnąłem się do przyjaciela.
-Kiedy następnym razem chcesz tam jechać?Bo rozumiem, że na jednej rozmowie tej znajomości nie zakończysz.
-Myślałem, w ogóle o tym aby zrobić mecz charytatywny, żeby zebrać fundusze na ten ośrodek....
-To dobry pomysł trzeba tylko pogadać z trenerem i z PZPS, ale to już tylko formalność, bo myślę, że na pewno się zgodzą, przecież w jakimś stopniu jest to promowanie siatkówki, a jeśli można podczas tego pomóc to nie ma głosów przeciw.
Nie ukrywam, że opinia Piotrka o meczu ucieszyła mnie. Przynajmniej ktoś mnie popiera. Postanowiliśmy następnego dnia udać się do Andrei i spytać co on o tym uważa.

U Karoliny....
Długo myślałam o rodzicach, o tym co by było gdyby żyli. O tym, że nie było by mnie tu, ale także o tym jakim człowiekiem jest Bartek. Niby nic takiego nie zrobił, ale rozmowa z nim naprawdę mi pomogła, tylko nie wiem czemu on to robi, przecież nie musi tu przyjeżdżać, może pomagać innej sierocie. Dlaczego chce pomagać właśnie mi? To pytanie ciągle zawracało mi głowę, ale postanowiłam wrócić już do pokoju, bo robiło się dosyć późno.

____________________
Oj ten rozdział nic nie wnosi, przepraszam. Dawno nie pisałam, ale wracam będę pisała systematycznie kolejnego rozdziału spodziewajcie się  jutro. :) No i wyszło co kombinuje Bartek.
Kilka informacji:
-Wiem, że Bartek nie gra w Skrze, ale w moim opowiadaniu będzie grał w Bełchatowskim klubie
-Wiem, że Andrea nie jest już trenerem Polskiej kadry, ale zarys opowiadania mam i nie chcę go zmieniać.
-Nie bardzo wiem jak wygląda życie w Domu Dziecka, ale to co tu czytacie jest wynikiem mojej wyobraźni, mniej więcej w taki sposób wyobrażam sobie taki ośrodek.

Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i proszę o więcej :)

A. Prawie zapomniałam, Wasze opowiadanie zacznę czytać już dziś i na pewno znajdziecie komentarz ode mnie :)


Pozdrawiam, Ola ;*


sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 4.

-To jedyne co mi po nich zostało-zaczęła-nic więcej niż jest napisane w tym artykule nie wiem. Nawet ich nazwiska nie znam. Swoje otrzymałam po babci, która chciała mnie stąd zabrać, ale miesiąc po wypadku rodziców zmarła i ona. Byłam zbyt mała by pamiętać mamę i tatę, a nawet babcię, to pani Ania opowiedziała mi to wszystko na początku nie chciałam tego słuchać, ale ona nie odpuszczała i z czasem została ta historia w mojej pamięci. To ona także dała mi ten artykuł.-opowiadała dziewczyna co jakiś czas ocierając łzy.
-Straszna jest ta historia.-to jedyne zdanie,które udało mi się wypowiedzieć.
-Przepraszam, ze w ogóle zamęczam tą historią. Ma pan swoje obowiązki i nie należy do nich wysłuchanie opowieści jakiejś małolaty z sierocińca.
-Ej, nie postrzegam Cię jako małolatę. Cieszę się, że mi  to opowiedziała. Pani Ania mówiła mi, że jesteś bardzo skryta  i nie chcesz mówić o swoich uczuciach...
-Tym bardziej nie wiem czemu to właśnie panu powiedziałam przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Chcę Ci pomóc, a czasem łatwiej zwierzyć się obcej osobie.
Rozmawialiśmy długo, nie tylko o śmierci rodziców dziewczynki, ale także o jej uczuciach. Dużo pytań zadawała ona. Pytała jak to się stało, że zostałem siatkarzem; o moją rodzinę. Około 18:00 wyszedłem z pokoju Karolina, na korytarzu spotkałam panią Anię.
-Minęło już kilka godzin od kiedy wszedł pan do jej pokoju i dopiero pan wychodzi, przypuszczam więc, że udało się porozmawiać z Karoliną.
-Tak. To bardzo miła dziewczyna. Dobrze się nam rozmawiało.
-Tak się cieszę, że w końcu się komuś wygadała, że nie trzyma tego w sobie.
-Również z tego powodu jest mi bardzo miło. Przepraszam, ale muszę już jechać. Do zobaczenia.
-Panie Bartku...
-Tak?
-Nie wiem czy to, że pan tu przyjeżdża jest dobre. Dzieci takie jak Karolina szybko się zżywają. A pan wiecznie do niej przyjeżdżać nie będzie mógł.
-Jestem jedyną osobą, z którą chce ona rozmawiać czy naprawdę uważa pani, że nie powinienem z ją widywać?
-No może rzeczywiście nie ma innego wyjścia, ale proszę uważać, bo Karolina naprawdę może się do pana przywiązać.
-Poza tym mam pewien pomysł, ale muszę to jeszcze z kimś uzgodnić. Do widzenia.
-Do widzenia.
Po kilku minutach byłem już w samochodzie przez okno zauważyłem siedzącą na parapecie Karolinę, spojrzała się w moją stronę, więc jej pomachałem i odjechałem.

Z perspektywy Karoliny...

Nie wiem czy dobrze zrobiłam rozmawiając z siatkarzem, ale i tak pewnie nigdy go nie spotkam, a on jutro zapomni o moim istnieniu.
-Karolina!-wpadła do pokoju Zośka moja... przyjaciółka?  Chyba nie, gdyby była moją przyjaciółką zwierzyłabym się jej... Dobra koleżanka? Chyba to będzie najlepsze określenie.
-Słucham.
-To prawda, że znów był u Ciebie Kurek?
-No tak, a co?
-Jak Ty to robisz, że taki siatkarz przyjeżdża do Ciebie specjalnie z Bełchatowa?
Właśnie to było pytanie, które sama powinnam sobie zadać, nie miałam pojęcia czemu to robi....
-Wiesz co dokończymy tą rozmowę kiedy indziej. Ominęła mnie kolacja więc pójdę do pani Ani spytać czy mogę dostać coś do jadzenia.
Wyszłam z pokoju, ale nie poszłam do wychowawczyni, udałam się przed ośrodek.Niedaleko była las, a tam ławka, lubiłam na niej siedzieć i to właśnie tam się udałam. Długo myślałam dlaczego,pan Bartek chciał rozmawiać akurat ze mną, przecież w Domu Dziecka jest wiele dzieci, które oddały by wszystko za krótką rozmowę z nim...a ja? Ja traktowałam do jak normalnego człowieka, nie siatkarza. Nie wiem czemu mam do niego takie zaufanie. Zwierzyłam mu się z tego co zawsze trzymałam w sobie...


__________
Heej Kochani. ;* Jeden komentarz pod rozdziałem. No może nie dał mi aż takiej weny, ale dodałam kolejny rozdział mam nadzieję, że tu będzie więcej komentarzy.

Pozdrawiam, Ola. ;*