wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 6

Następnego dnia w Bełchatowie...

Przedpołudniem udałem się razem z Piotrkiem do Anatasiego. Wcześniej pytałem się chłopaków z kadry i tak jak mój przyjaciel uznali, że to dobry pomysł, więc umówiliśmy się z trenerem, aby o tym porozmawiać.
Po godzinie 12 byliśmy umówionym wcześniej miejscu. Długo na Andreę czekać nie musieliśmy.
-Witam. Czemu chcieliście się ze mną spotkać?-zaczął Anastasi.
-Trenerze, pamięta pan Dom Dziecka, który niedawno odwiedziliśmy?AA kiwnął tylko twierdząco głową, więc kontynuowałem.- Pomyślałem, że moglibyśmy zorganizować mecz charytatywny, a fundusze z niego im przekazać...
-To dobry pomysł.-zgodził się trener. -Porozmawiam z prezesem i dam Wam znać co i jak.
-Dziękujemy bardzo.- tym razem głos zabrał Pit.
-Ja muszę już iść. Praca wzywa.-pożegnał się Andrea.
Nie ukrywam, że decyzja Anastasiego ucieszyła się, możemy pomóc temu ośrodkowi, ale to nie chodzi już tylko o Karolinę, a o wszystkie dzieci tam będące. Bardzo się cieszyły gdy mogły nas spotkać,więc i dla nas jest to powód do radości widząc uśmiechy na ich twarzach.

W Szczytnie...

Rano wstałam dosyć wcześnie i udałam się na lekcje, a około godziny 14 byłam już po nich. Postanowiłam dziś pomóc pani Ani, opiekuje się ona dziś najmłodszymi "mieszkańcami' naszej placówki. Lubie ją i spędzać z nią czas, a tym bardziej kiedy pilnuje tych szkrabów. Są to małe dzieci od kilku miesięcy do 2 lat, są naprawdę fajne może dlatego, że nic nie mówią, tylko ci starsi od czasu do czasu coś pomrukują. Nie zmuszają mnie do rozmów nie krzyczą, są a to wystarcza. Nie próbują wyciągnąć ode mnie ani najmniejszej informacji o mnie. Czasem czuję się przy tych dzieciach jakbym sama była w ich wieku. Takim małym dzieckiem, bez większych zmartwień... A może oni jednak mają zmartwienia? Przecież tak jak ja nie maja rodziny, są skazane na samych siebie bądź na osoby pracujące w Domu Dziecka.....


________________________
Rozdział masakra... ;c
Dziś Sylwester życzę Wam spełnienia marzeń jak najwięcej pozytywnych emocji dzięki naszym siatkarzom, Aby Nowy rok był lepszy niż ten :)
Wszystkiego najlepszego i Szczęśliwego Nowego Roku :)

Zastanawiam się poważnie nad porzuceniem tego opowiadania, nikt go nie czyta chyba ;c
Włączyłam, ze możecie anonimowo dodawać komentarze.
Kolejny rozdział będzie, gdy....choć jedna osoba doda komentarz.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 5

Z perspektywy Bartka.

Zaraz po powrocie z Mazur pojechałem do Piotrka. Był moim przyjacielem, a w tym momencie potrzebowałem rozmowy z nim. Mimo później już pory wiedziałem, że nie śpi. Zawsze 24 listopada był inny niż zawsze; tego dnia zmarli jego rodzice, ale o szczegółach ich śmierci nikt nic nie wie, oprócz Piotrka, ale on nie bardzo lubi i chce o tym rozmawiać, zawsze szybko ucina rozmowę. Po kilkunastu minutach od mojego powrotu do Bełchatowa byłem już pod mieszkaniem przyjaciela. Długo nie musiałem czekać, aż otworzy mi drzwi.
-Cześć, wejdź. -zaprosił mnie Piotrek
-Cześć. Przyjechałem pogadać. -powiedziałem i zacząłem opowiadać mu o mojej wizycie w Szczytnie i rozmowie z Karoliną.
-Łał, to trochę dziwne, że wygadała się Tobie. Nie spodziewałem się, że zaufa obcej dla siebie osobie.
-Ja właśnie też myślałem, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Rozmawialiśmy tak dosyć długo, gdy Piotrek postanowił opowiedzieć mi o powodzie dla którego nie chciał zgodzić się na rozmowę z nastolatką:
-Bartek, przepraszam Cię, że nie zgodziłem się na ten wyjazd, ale ja chyba sam nie byłem gotowy na rozmowę z nią. Nie wiem może gdybym był z Wami podczas tej wizyty w ośrodku inaczej bym postąpił...
-Oj Piotrek nie ma sprawy,okazało się, że ja też jestem godny zaufania i mi także można się wygadać.-Powiedziałem i uśmiechnąłem się do przyjaciela.
-Kiedy następnym razem chcesz tam jechać?Bo rozumiem, że na jednej rozmowie tej znajomości nie zakończysz.
-Myślałem, w ogóle o tym aby zrobić mecz charytatywny, żeby zebrać fundusze na ten ośrodek....
-To dobry pomysł trzeba tylko pogadać z trenerem i z PZPS, ale to już tylko formalność, bo myślę, że na pewno się zgodzą, przecież w jakimś stopniu jest to promowanie siatkówki, a jeśli można podczas tego pomóc to nie ma głosów przeciw.
Nie ukrywam, że opinia Piotrka o meczu ucieszyła mnie. Przynajmniej ktoś mnie popiera. Postanowiliśmy następnego dnia udać się do Andrei i spytać co on o tym uważa.

U Karoliny....
Długo myślałam o rodzicach, o tym co by było gdyby żyli. O tym, że nie było by mnie tu, ale także o tym jakim człowiekiem jest Bartek. Niby nic takiego nie zrobił, ale rozmowa z nim naprawdę mi pomogła, tylko nie wiem czemu on to robi, przecież nie musi tu przyjeżdżać, może pomagać innej sierocie. Dlaczego chce pomagać właśnie mi? To pytanie ciągle zawracało mi głowę, ale postanowiłam wrócić już do pokoju, bo robiło się dosyć późno.

____________________
Oj ten rozdział nic nie wnosi, przepraszam. Dawno nie pisałam, ale wracam będę pisała systematycznie kolejnego rozdziału spodziewajcie się  jutro. :) No i wyszło co kombinuje Bartek.
Kilka informacji:
-Wiem, że Bartek nie gra w Skrze, ale w moim opowiadaniu będzie grał w Bełchatowskim klubie
-Wiem, że Andrea nie jest już trenerem Polskiej kadry, ale zarys opowiadania mam i nie chcę go zmieniać.
-Nie bardzo wiem jak wygląda życie w Domu Dziecka, ale to co tu czytacie jest wynikiem mojej wyobraźni, mniej więcej w taki sposób wyobrażam sobie taki ośrodek.

Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem i proszę o więcej :)

A. Prawie zapomniałam, Wasze opowiadanie zacznę czytać już dziś i na pewno znajdziecie komentarz ode mnie :)


Pozdrawiam, Ola ;*


sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 4.

-To jedyne co mi po nich zostało-zaczęła-nic więcej niż jest napisane w tym artykule nie wiem. Nawet ich nazwiska nie znam. Swoje otrzymałam po babci, która chciała mnie stąd zabrać, ale miesiąc po wypadku rodziców zmarła i ona. Byłam zbyt mała by pamiętać mamę i tatę, a nawet babcię, to pani Ania opowiedziała mi to wszystko na początku nie chciałam tego słuchać, ale ona nie odpuszczała i z czasem została ta historia w mojej pamięci. To ona także dała mi ten artykuł.-opowiadała dziewczyna co jakiś czas ocierając łzy.
-Straszna jest ta historia.-to jedyne zdanie,które udało mi się wypowiedzieć.
-Przepraszam, ze w ogóle zamęczam tą historią. Ma pan swoje obowiązki i nie należy do nich wysłuchanie opowieści jakiejś małolaty z sierocińca.
-Ej, nie postrzegam Cię jako małolatę. Cieszę się, że mi  to opowiedziała. Pani Ania mówiła mi, że jesteś bardzo skryta  i nie chcesz mówić o swoich uczuciach...
-Tym bardziej nie wiem czemu to właśnie panu powiedziałam przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Chcę Ci pomóc, a czasem łatwiej zwierzyć się obcej osobie.
Rozmawialiśmy długo, nie tylko o śmierci rodziców dziewczynki, ale także o jej uczuciach. Dużo pytań zadawała ona. Pytała jak to się stało, że zostałem siatkarzem; o moją rodzinę. Około 18:00 wyszedłem z pokoju Karolina, na korytarzu spotkałam panią Anię.
-Minęło już kilka godzin od kiedy wszedł pan do jej pokoju i dopiero pan wychodzi, przypuszczam więc, że udało się porozmawiać z Karoliną.
-Tak. To bardzo miła dziewczyna. Dobrze się nam rozmawiało.
-Tak się cieszę, że w końcu się komuś wygadała, że nie trzyma tego w sobie.
-Również z tego powodu jest mi bardzo miło. Przepraszam, ale muszę już jechać. Do zobaczenia.
-Panie Bartku...
-Tak?
-Nie wiem czy to, że pan tu przyjeżdża jest dobre. Dzieci takie jak Karolina szybko się zżywają. A pan wiecznie do niej przyjeżdżać nie będzie mógł.
-Jestem jedyną osobą, z którą chce ona rozmawiać czy naprawdę uważa pani, że nie powinienem z ją widywać?
-No może rzeczywiście nie ma innego wyjścia, ale proszę uważać, bo Karolina naprawdę może się do pana przywiązać.
-Poza tym mam pewien pomysł, ale muszę to jeszcze z kimś uzgodnić. Do widzenia.
-Do widzenia.
Po kilku minutach byłem już w samochodzie przez okno zauważyłem siedzącą na parapecie Karolinę, spojrzała się w moją stronę, więc jej pomachałem i odjechałem.

Z perspektywy Karoliny...

Nie wiem czy dobrze zrobiłam rozmawiając z siatkarzem, ale i tak pewnie nigdy go nie spotkam, a on jutro zapomni o moim istnieniu.
-Karolina!-wpadła do pokoju Zośka moja... przyjaciółka?  Chyba nie, gdyby była moją przyjaciółką zwierzyłabym się jej... Dobra koleżanka? Chyba to będzie najlepsze określenie.
-Słucham.
-To prawda, że znów był u Ciebie Kurek?
-No tak, a co?
-Jak Ty to robisz, że taki siatkarz przyjeżdża do Ciebie specjalnie z Bełchatowa?
Właśnie to było pytanie, które sama powinnam sobie zadać, nie miałam pojęcia czemu to robi....
-Wiesz co dokończymy tą rozmowę kiedy indziej. Ominęła mnie kolacja więc pójdę do pani Ani spytać czy mogę dostać coś do jadzenia.
Wyszłam z pokoju, ale nie poszłam do wychowawczyni, udałam się przed ośrodek.Niedaleko była las, a tam ławka, lubiłam na niej siedzieć i to właśnie tam się udałam. Długo myślałam dlaczego,pan Bartek chciał rozmawiać akurat ze mną, przecież w Domu Dziecka jest wiele dzieci, które oddały by wszystko za krótką rozmowę z nim...a ja? Ja traktowałam do jak normalnego człowieka, nie siatkarza. Nie wiem czemu mam do niego takie zaufanie. Zwierzyłam mu się z tego co zawsze trzymałam w sobie...


__________
Heej Kochani. ;* Jeden komentarz pod rozdziałem. No może nie dał mi aż takiej weny, ale dodałam kolejny rozdział mam nadzieję, że tu będzie więcej komentarzy.

Pozdrawiam, Ola. ;*

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 3.

Z perspektywy Bartka...

Piotrek nie zgodził się na rozmowę z Karoliną, więc postanowiłem, że sam spróbuje porozmawiać z nią jeszcze raz. Nazajutrz z samego rana wyjechałem z Bełchatowa, a  kilka minut po 12:00 byłem już w Ośrodku w Szczytnie. Kolejny raz gdy mijałem jego mury poczułem współczucie wobec tych dzieci. Wiele z nich straciły wszystko, zostały same...
-O! Pan Bartek. Co pana do nas sprowadza?-Przerwała moje rozmyślenia Pani Ania- wychowawczyni.
-Dzień dobry. Przyjechałem do Karoliny. Mógłbym z nią porozmawiać?
-Oj nie wiem czy to jest najlepszy pomysł. Ona ma dziś ciężki dzień. Mija właśnie kolejna rocznica śmierci jej rodziców.
-Może jednak mógłbym spróbować? - Nie dawałem za wygraną.
-No dobrze. Proszę za mną, zaprowadzę pana do Karoliny.
Ruszyłem za panią Anią, zastanawiając się jak dziewczyna mnie przyjmie.
-To pokój Karoliny, powinna być sama, bo dziewczyny są na świetlicy. Ja właśnie do nich idę. Do widzenia.
Wychowawczyni poszła, a ja nadal stałem pod drzwiami, bałem się trochę tej rozmowy. Może Karolina nie będzie chciała ze mną rozmawiać... "Nie po to tu przyjechałem, aż z Bełchatowa, żeby teraz się wycofać"- pomyślałem i zapukałem do pokoju. Po krótkiej chwili otworzyła mi Karolina.
-Dzień dobry.-zacząłem.
-Dzień Dobry. Co pan tu robi?
-Przyjechałem by z Tobą porozmawiać... Jeśli tylko masz ochotę.
-Skoro już pan tu jest to proszę.
Wpuściła mnie do sześcioosobowego pokoju. Usiedliśmy na łóżku,gdy zauważyłem na szafce obok niego stojącą ramkę z artykułem z gazety. Wziąłem ją do ręki. "24 listopada  2000 roku zdarzył się wypadek na  głównej drodze Szczytna. Dwoje dorosłych zginęło, a kilkuletnie dziecko po skończonych badaniach w tutejszym szpitalu trafiło do Domu Dziecka..."-czytałem.
-To o wypadku twoich rodziców?-zapytałem. Dziewczyna kiwnęła tylko głową i zaniosła się płaczem. Poszedłem do niej i ją przytuliłem. Po kilku minutach  uspokoiła się.
-To jedyne co mi po nich zostało- zaczęła....


_______________
Przepraszam za to, że nic tu nie dodałam, ale nie ukrywam, że brak pod poprzednim rozdziałem komentarzy działał na mnie zniechęcająco, ale w końcu coś napisałam. Jutro kolejny rozdział, bo mam kilka w zapasie. Bardzo proszę o komentarze. Jeśli ktoś to czyta proszę o opinię, bo nie wiem czy  jest sens w dalszym pisaniu tego opowiadania...

Pozdrawiam, Ola ;*


czwartek, 3 października 2013

Rozdział 2

Z perspektywy Bartka.

Ta dziewczyna z Domu Dziecka, ta jej skrytość nie pozwala mi przestać o niej myśleć. Przypomina trochę Piotrka, on też nie lubi rozmawiać o swoich uczuciach. Nie było go dziś z nami z powodu siedemdziesiątych urodzin jego babci, porozmawiam z nim, może mu uda się dojść jakoś do Karoliny.

W Domu Dziecka.

-Karolina, Karolina! -Krzyczy Zośka-jedna ze współlokatorek szesnastolatki.
-Tak?
-Jak Ty to zrobiłaś? Podszedł do Ciebie Bartosz Kurek! Ten Kurek!
-Nic nie zrobiłam, chciałaś z nim rozmawiać było trzeba do niego podejść ja na takie rozmowy nie mam ochoty.-powiedziała Karolina i wyszła z pokoju.
Wyszła z ośrodka usiadła na ławce i zaczęła rozmyślać:
-Co tak na prawdę stało się podczas tego wypadku? Dlaczego żadna rodzina nie zainteresowała się nią? Może tak naprawdę nie było żadnego wypadku, a rodzina jej nie chce...
Długo nad tym myślała, aż podeszła do niej pani Ania, opiekunka z sierocińca.
-Coś się stało Karolinko? Dlaczego siedzisz tu tak sama?
-Po prostu chciałam pomyśleć.
-Nad czym? Może mogę Ci jakoś pomóc?
-Tak po prostu zastanowić się nad wszystkim. Po moim wyjściu rozmawiała Pani z Panem Bartkiem prawda?
-Tak rozmawiałam.
-O mnie?
-Nie da się ukryć, że tak.
-Trochę głupio się zachowałam, On chciał mi po prostu pomóc, porozmawiać, a ja wyszłam.
-Nie martw się, z rozmowy z nim wywnioskowałam, że nie ma do Ciebie żalu.

Z perspektywy Bartka.

Po kilku dniach od wizyty w Ośrodku w końcu znalazłem czas by spotkać się z Piotrkiem:
-Siema.
-Siema, co Cie do mnie sprowadza- zaczął mój przyjaciel.
-Przyszedłem porozmawiać.
-Wiec wchodź.
-Wiesz w tamtym tygodniu byliśmy w Domu Dziecka na Mazurach...
-I co w związku z tym?
-Była tam pewna szesnastolatka-Karolina, jest strasznie skryta w sobie, dobrze by było gdyby ktoś z nią porozmawiał...
-I to mam być ja?
-No pomyślałem o Tobie.
-Bartek w Domu Dziecka są różni wychowawcy i to oni powinni z nią rozmawiać...
-Tylko ona nie chce z nimi rozmawiać...  
-I co myślisz, że obcej osobie się zwierzy? To nie jest dobry pomysł.
-Jesteś pewny, że nie możesz chociaż spróbować z nią porozmawiać?
-Sory Bartek, ale mam inne sprawy an głowie niż rozmowa z jakąś nastolatką...
-Dobra, sory, że w ogóle zwróciłem się tym do Ciebie. Ja już muszę iść. Na razie.
-Na razie.
Wyszedłem z domu przyjaciela, ale zdziwiło mnie to, że nie chciał nawet spróbować, pozmawiać z Karoliną...

_________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam nic nie mogłam po prostu się zebrać, żeby coś napisać...
Ten rozdział jest słaby, bardzo, ale teraz nie jestem w stanie napisać coś lepszego...  
Pozdrawiam, Ola
 

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 1

Wtorek. Dla Karoliny normalny dzień tygodnia, dla wielu osób w ośrodku dzień, w którym spełnią się ich marzenia. To właśnie dziś do Domu Dziecka w Szczytnie mają pojawić się siatkarze reprezentacji Polski, idole większości dzieci przebywających w placówce. Karolina do sportu jakim jest siatkówka zastrzeżeń nie miała, nawet lubiła czasem pograć. Szesnastolatka nie przepadała jednak za siatkarzami nie znała ich, ale miała w głowie swoją własną opinię o nich. Dla niej gracz tej dyscypliny sportu był zapatrzonym w sobie człowiekiem, któremu w życiu wszystko się ułożyło. Przyjedzie  rozda kilka autografów, za pozuje do kilku zdjęć i pojedzie, za tydzień nie będzie pamiętał, że tu w ogóle był. Karolina chciała ominąć spotkanie ze sportowcami lecz wychowawcy nalegali, żeby chociaż przyszła więc postanowiła ich posłuchać. Zeszła na dół do świetlicy, czyli miejsca docelowego. Zgromadził się już cały ośrodek, dzieci niecierpliwe czekają na siatkarzy, którzy się spóźniają.
-No tak przecież są gwiazdami. Nie interesuje ich umówiona godzina. Niech dzieci na nich czekają..-pomyślała Karolina.
Rozległy się głosy na korytarzu prowadzącym do świetlicy, a chwilę później można było zauważyć dwudziestu dwumetrowych mężczyzn.
-Przepraszamy za spóźnienie, ale nasz kierowca nie przewidział takich korków.-usprawiedliwiał spóźnienie Bartosz Kurek. Mimo, że Karolina nie lubiła siatkarzy, wiedziałam jak się nazywają, bo dziewczyny z jej pokoju nie potrafiły mówić o niczym innym.
-Ależ nic się nie stało każdemu małe spóźnienie może się przytrafić... My dziękujemy Panom, że w ogóle panowie zgodzili się odwiedzić naszych wychowanków.
-Dla nas to sama przyjemność.    
Po rozmowie siatkarzy z Dyrektorką naszego Domu Dziecka każdy mógł podejść do swoich idoli, porozmawiać z nimi. Wszyscy ruszyli z miejsc. Wszyscy oprócz Karoliny ona nie miała zamiaru rozmawiać z jakimkolwiek siatkarzem, najchętniej wróciła by do swojego pokoju i tam spędziła cały dzień. Lecz bardzo na jej obecności zależało opiekunkom, dlatego postanowiła zostać. Siedziała rozmyślając chwilę, gdy zauważyła idącego w jej stronę Bartka Kurka.
-Cześć. Czemu tak sama siedzisz? - Zaczął siatkarz.
-Dzień dobry. Siedzę sama, bo nie czuję potrzeby rozmowy.
-Jesteś tego pewna. Widać, że coś Cię zadręcza...
-Przepraszam nie mam ochoty na rozmowę.-powiedziała Karolina i wyszła z świetlicy.
Zaraz po wyjściu Karoliny do Bartka podeszła opiekunka z sierocińca.
-Przepraszam. Widziałam sytuację z Karoliną. Proszę nie brać do siebie jej zachowania. Ona nie chce rozmawiać z nikim o swoich problemach.
-To dosyć dziwne, prawda? Zawsze myślałem, że takie dzieci potrzebują czasem rozmowy o ich uczuciach...
-Bo taka jest prawda, ale ona jest bardzo skrytą dziewczynką, ma tu dużo znajomych lecz nigdy nie chce rozmawiać o sobie. Wiele razy próbowaliśmy rozpocząć z nią rozmowę, lecz ta nigdy nie chciała jej kontynuować.
-A może mi pani opowiedzieć historie jej życia?
-Oczywiście. Karolinka jest u nas już 13 lat, gdy trafiła tu miała 3 latka. Jej rodzice zginęli w wypadku, a o żadnej rodzinie nic nie wiadomo. Dlatego trafiła tu.
-To straszne jest taka młoda, a przeżyła więcej niż nie jeden dorosły człowiek. Śmierć rodziców, Dom Dziecka.
-Tak przeżyła ona wiele, może dlatego jest tak skrytą osobą. My próbowaliśmy ze swojej strony wszystkiego, ale z nikim nie chce rozmawiać, więc doszliśmy do wniosku, że to nie ma sensu, ona nic nam nie powie musimy poczekać, aż sama zechce mówić.
-Ale ja chyba znam kogoś takiego jak ona, może mu uda się z nią dogadać.
-Można spróbować, lecz tak jak mówię Karolina, może nie chcieć rozmawiać...
________
Dziękuję za 141 wyświetleń i 5 komentarzy nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania z waszej strony co jeszcze bardziej mnie cieszy.
Przepraszam, że rozdział 1 pojawia się dopiero teraz. Kolejne rozdziały będą już się pojawiać co tydzień najprawdopodobniej w niedzielę.
Liczę na Wasze opinie.
Pozdrawiam, Ola ;**

niedziela, 25 sierpnia 2013

Prolog

Karolina- na pozór szczęśliwa szesnastolatka. Czemu na pozór? Od trzynastu lat wychowuje się w Domu Dziecka. Swoich rodziców nie pamięta, a od pań z tego właśnie ośrodka wie tyle, że zginęli w wypadku samochodowym. Mimo tego gdzie się wychowuje nikt nigdy nie miał do niej uprzedzeń. Może dlatego, że  nikt nie wie co ona przeżywa. Zawsze wszystkie swoje tajemnice zostawię tylko dla siebie, nie lubi opowiadać innym o sobie, jest skrytą dziewczyną. Karolina największy żal ma do losu. Chciałaby wychowywać się w "normalnej" rodzinie, ale ludzie chcą adoptować głównie dzieci małe, dlatego najprawdopodobniej ona nie zostanie adoptowana i będzie musiała zostać w ośrodku do wieku pełnoletności. A wtedy co? Trzeba zacząć życie na nowo, bez jakichkolwiek bliskich osób zdana na sama siebie. Tego Karolina boi się najbardziej... Ma na szczęście jeszcze dwa lata do uzyskania pełnoletności i do życia na własny rachunek, póki co żyje w ośrodku, w którym "obce" panie interesują się problemami ich wychowanków, tylko, że one po "odbębnieniu" ośmiu godzin wracają do domu i zapominają o problemach tych dzieci, a one zostają zostawione same sobie... Karolina taka nie była nigdy nie opowiadała wychowawcom o swoich uczuciach, problemach, panie często nalegały na takie rozmowy, ale ona zbywała ich tym, że właśnie się uczy na jakiś sprawdzian lub nie ma aktualnie o czym opowiadać. Taka właśnie była Karolina.

____________
Ten prolog dedykowany jest dla  Malinowa Słodycz za to, że czekała na te opowiadanie niecierpliwie, ciągle pytając kiedy zacznę je publikować. :)
Mam nadzieję, że spodoba Wam się moje opowiadanie i chętnie będziecie je czytały...
Proszę o komentarze
Pozdrawiam, Ola